„Lawendowe Wzgórze” – pachnący przystanek w środku lata
Latem mam w sobie więcej zgody na błądzenie. Lubię wtedy zjechać z głównej drogi, skręcić tam, gdzie nie trzeba – i zobaczyć, co się wydarzy. Właśnie tak trafiłam na to miejsce. Niewielkie, uporządkowane, pachnące – „Lawendowe wzgórze”, czyli lawendowe pole w Kiełczewicach Dolnych pod Lublinem, które zostawiło we mnie coś więcej niż tylko zdjęcia. Spokój, inspirację, kilka pomysłów na nowe receptury… i zachwyt, który zabrałam ze sobą do domu.
Lawendowe pole pod Lublinem jak z obrazka
Pierwsze, co przyciąga wzrok, to niesamowity porządek – geometryczne linie, starannie przycięte krzewy i równe grządki lawendy ciągnące się aż po horyzont. Żadnej dzikości, żadnych zarośli. Wszystko wyglądało, jakby ktoś narysował te rzędy pastelową kredką – z czułością, spokojem i ogromną dbałością o każdy szczegół.
Przez chwilę miałam wrażenie, że nie jestem w Polsce, tylko na jakimś prowansalskim planie filmowym. A jednocześnie… nic tu nie było udawane. Wszystko prawdziwe – słońce, wiatr, zapach i ten wyjątkowy rytm miejsca, w którym nic nie trzeba, a wszystko można. Ten porządek nie był sztywny – był kojący. Jakby mówił: „Zatrzymaj się. Oddychaj. Popatrz.”



Pomysły DIY prosto z lawendowego pola pod Lublinem
Wędrując między krzewami lawendy pod Lublinem, co chwilę zatrzymywałam się, żeby zrobić zdjęcie. Koszyk w ręku, suszące się bukiety w tle, zbliżenia na płatki. Ale to nie były tylko „ładne kadry”. W mojej głowie już układały się pomysły: macerat z lawendy, sól do kąpieli z kwiatami, tabliczka zapachowa z suszem. Albo gotowy zestaw DIY, który pozwala zatrzymać takie lato w słoiczku.
I wtedy znów wróciło to uczucie, które dobrze znam – że Mydlane Rewolucje powstały nie z potrzeby robienia mydeł, ale z potrzeby zamieniania zachwytu w coś, co można dotknąć, poczuć i podarować komuś bliskiemu.
A jeśli masz ochotę na mały domowy rytuał z lawendą w roli głównej – spróbuj poniższego prostego przepisu.
Przepis na relaksującą sól do kąpieli z lawendą:
- 10 łyżek soli Epsom lub gruboziarnistej soli morskiej
- 1 łyżka oleju bazowego (np. migdałowego lub jojoba)
- 1 łyżka suszonych kwiatów lawendy
- 10 kropli olejku eterycznego lawendowego
Wymieszaj wszystkie składniki w miseczce i przesyp do słoiczka. Możesz ozdobić go wstążką, przykleić etykietkę – i gotowe! To świetny pomysł na prezent… albo po prostu chwilę tylko dla siebie.
Lawendowy wiatr

Na jednym ze zdjęć jestem ja – zrobiłam je sama. Chciałam zatrzymać ten moment, zanim zniknie.
Bo choć całe pole pachniało lawendą od samego początku, to w tamtym momencie – kiedy zerwał się wiatr – ten zapach dosłownie mnie otulił. Był wszędzie: w powietrzu, we włosach, na dłoniach. Mocniejszy, bardziej obecny. I wtedy coś we mnie kliknęło.
Jak zawsze w takich chwilach – pojawił się spokój, pomysł, może nawet zalążek nowego produktu. Taki moment, który po prostu trzeba było zapamiętać.
Lawendowy sklepik, który pachnie latem
Sklepik na terenie plantacji to prawdziwa perełka w stylu prowansalskim – jasne drewno, kredensy jak z babcinej kuchni i wszędzie zapach lawendy. Czuć tu serce właścicieli – wszystko jest dopracowane w najmniejszym szczególe: słoiczki z miodem ułożone jak małe skarby, ręcznie robione mydła, woreczki zapachowe, naturalne kremy, a nawet lokalne soki.
Na półkach piętrzą się gotowe zestawy, lawendowe bukiety, lniane tekstylia i naturalne kosmetyki. A wszystko oprawione w ramki z botanicznymi ilustracjami – jakby czas się tu zatrzymał. W środku czujesz się jak w eleganckiej, ale bardzo swojskiej pracowni zielarki, która naprawdę wie, co robi.
To nie jest typowy sklep z pamiątkami. To miejsce, z którego wychodzisz z lawendą w torebce – i w sercu.



Hamak i przypomnienie, że odpoczynek też tworzy
Pośrodku pola stały leżaki. Zwyczajne. Rozstawione tak, by można było patrzeć prosto w fiolet. Usiadłam, a potem… zostałam. Dłużej, niż planowałam. I znów – nie chodziło o to, żeby coś się działo. Tylko wiatr, zapach lawendy i to błogie „nicnierobienie”, które coraz rzadziej dopuszczamy do siebie bez wyrzutów.
A przecież odpoczynek też tworzy. Nie tylko wtedy, gdy leżysz z notesem w ręku, ale nawet wtedy, gdy pozwalasz sobie nie myśleć o niczym.
Na tym polu wszystko było temu przyjazne – leżaki rozstawione wśród krzewów, drewniane ławki, kocyki w koszu z napisem: „Masz ochotę poleżeć na trawie? Weź koc i odpoczywaj!”. Proste gesty, które mówią: „Tu nie trzeba się spieszyć.” I rzeczywiście – nie trzeba. Czasem wystarczy chwila w cieniu krzewów, by wrócić do siebie.



A na sam koniec? Destylator lawendy…
Na sam koniec mojej wizyty, kiedy już myślałam, że nic mnie bardziej nie zaskoczy, między krzewami lawendy zobaczyłam prawdziwy destylator do pozyskiwania olejków eterycznych i hydrolatów.
Właśnie tutaj, na miejscu, ze świeżo zebranej lawendy powstaje czysty olejek, który potem trafia do domowych kosmetyków, do mydeł, do kremów.
Wszystko dzieje się powoli, naturalnie, bez pośpiechu.
I to robi wrażenie – bo nagle ten znany zapach z buteleczki przestaje być tylko składnikiem, a staje się historią, miejscem i rytuałem. Dla mnie to była taka cicha wisienka na torcie.
Podsumowując
To niesamowite, ile emocji może przynieść jedno miejsce. Lawendowe pole pod Lublinem nie było tylko chwilowym przystankiem. Było zatrzymaniem – w środku lata, w środku dnia, w środku mnie samej. Pachnące, harmonijne, ale jednocześnie pełne swobody. Miejsce, które zostaje w pamięci – nie tylko przez obrazy, ale przez uczucia.
Zabrałam stamtąd nie tylko zdjęcia, ale też kilka pomysłów i cichą obietnicę, że będę częściej robić takie nieplanowane postoje. Bo czasem właśnie one stają się początkiem czegoś nowego.
I tak sobie myślę – Mydlane Rewolucje też powstały z takiego przystanku. Z chwili zachwytu, która domagała się, by coś z niej stworzyć. Jeśli i Ty masz w sobie takie chwile – nie bój się za nimi iść. Bo może właśnie z nich powstanie coś pięknego.
A jeśli czujesz, że potrzebujesz takiego zatrzymania – zajrzyj na „Lawendowe Wzgórze” pod Lublinem. Może i Tobie zostanie w sercu na dłużej.
Jeśli trafiłaś na ten wpis, to mogą Cię zainteresować również poniższe treści: