Zbieranie ziół w mieście
Wielu osobom zbieranie ziół w mieście kojarzy się od razu z zanieczyszczeniami – smogiem, spalinami i szarą zabudową. Nic dziwnego, że pojawia się pytanie o bezpieczeństwo. A jednak miasto to nie tylko ulice i budynki – wystarczy spojrzeć uważniej, by odkryć miejsca pełne zieleni i dzikich roślin. I właśnie te miejsca odkrywają Gosia i Kaja z Mead Ladies. Na swoich spacerach pokazują, że przyroda nie kończy się na granicy miasta. Prowadzą warsztaty, piszą ebooki i z pasją uczą, jak patrzeć inaczej – żeby w codziennej przestrzeni zobaczyć nie tylko beton, ale też zioła, które rosną tuż obok nas.
Wpis przygotowałyśmy w prostej formie: PRAWDA / FAŁSZ, by rozprawić się z największymi obawami związanymi ze zbieraniem ziół w mieście. Bo czasem wystarczy jedno zdanie, żeby spojrzeć na rośliny inaczej.
W mieście rosną tylko chwasty, nie „prawdziwe” zioła.
FAŁSZ. Nie lubimy słowa „chwasty”, bo w języku polskim ma mocno negatywne skojarzenia i zwykle odnosi się do roślin, których trzeba się pozbyć w rolnictwie czy ogrodnictwie. Tymczasem to, czego naprawdę nie chcemy w naszej florze, to gatunki inwazyjne – takie jak nawłoć kanadyjska i późna czy rdestowiec ostrokończysty. Ale już bluszczyk kurdybanek, podagrycznik czy chaber bławatek, choć uznawane za rośliny zachwaszczające uprawy, mają swoją wartość i miejsce w naturze. W miastach można spotkać zaskakującą różnorodność biologiczną – właśnie dlatego, że nie ma tu intensywnych upraw ani przemysłu. W Warszawie wciąż mamy dziką rzekę, zbiorniki wodne, tereny ruderalne, parki, skwery i stare drzewa. To wszystko sprzyja bogactwu flory i bioróżnorodności.
W mieście trudno znaleźć miejsce, gdzie rosną zioła.
FAŁSZ. W samej Warszawie jest kilkanaście rezerwatów i ponad 70 parków. Do tego ogródki, działki, skwery czy trawniki – razem tworzą setki miejsc, gdzie można poznawać rośliny. Zioła są dosłownie wszędzie: rosną na ścianach budynków czy w pęknięciach chodników. I wcale nie trzeba wielkiej wyprawy za miasto – wystarczy wysiąść przystanek wcześniej i wracając do domu postawić sobie wyzwanie: dziś poznam 5 nowych roślin.
Zbieranie ziół w mieście jest zabronione.
FAŁSZ. Absolutnie nie! Zbieranie ziół w mieście nie jest zabronione. Warto jednak – jak wszędzie – zachować umiar i szacunek dla przyrody. Zbieraj z głową i zostaw część roślin ich dzikim mieszkańcom: pszczołom i innym owadom, dla których nektar jest pożywieniem, czy zwierzętom, które wykorzystują listki jako budulec gniazda.
W dużym mieście zbieranie ziół jest krępujące – ludzie patrzą i oceniają.
BYWA! Cóż, trudno – zawsze znajdzie się ktoś, kto oceni i skrytykuje. A zbieranie dziko rosnących roślin czy obserwowanie przyrody wcale nie jest powodem do wstydu – przeciwnie, dzięki takim aktywnościom łatwo poznać ludzi podobnych sobie. Nasze życie towarzyskie kręci się w przyrodniczych kręgach – and we love it 😉
Na miejskich działkach, nawet w pobliżu ulic czy terenów przemysłowych, bez obaw uprawia się warzywa i owoce – ale zbieranie rosnących tam ziół budzi wątpliwości.
ZDARZA SIĘ I TAK. No właśnie, to pewien paradoks. Trzeba pamiętać, że trawniki przy parkowych ścieżkach są znacznie częściej zasikiwane przez psy czy – uhm – ludzi niż ogródki działkowe. Poza tym nie zawsze chodzi tylko o zbieranie – czasem wystarczy samo poznanie roślin. A w parku można przecież zbierać liście, kwiaty albo owoce z drzew i krzewów.
Im mniejsze miasto, tym zioła są czystsze – bo jest mniej ludzi i samochodów.
FAŁSZ. Mniejsze miasto wcale nie oznacza czystszych ziół. Na prowincji, gdzie komunikacja publiczna jest słabsza, praktycznie każdy musi mieć samochód, żeby się przemieszczać. A to oznacza, że spalin nie jest tam wcale mniej. Oczywiście w Warszawie też jeździ sporo aut, ale warto pamiętać, że od 2005 roku w całej Unii Europejskiej nie używa się już paliw ołowiowych.
To, czy można zebrać zioła w mieście, zależy od odległości od ruchliwej ulicy.
PRAWDA. Tak, rzeczywiście ma to znaczenie – najlepiej przy zbiorze dzikich roślin wybierać miejsca nieco oddalone od głównych arterii. Badania pokazują, że poziom zanieczyszczeń spada znacząco już po kilkudziesięciu metrach od ulicy.
Zioła z miasta są zanieczyszczone (przez opryski, spaliny i kontakt z odchodami zwierząt) i nie nadają się do użytku.
FAŁSZ. Rzeczywiście, w niektórych miejscach – jak skwery przy dużych ulicach – zioła mogą być zanieczyszczone. Ale miasto to nie tylko chodniki i ronda. Jest tu mnóstwo parków, otulin rezerwatów przyrody czy terenów wtórnie dziczejących. Przy zachowaniu podstawowych zasad BHP rośliny można zbierać bezpiecznie praktycznie wszędzie.
Zanim zbierze się zioła w mieście, warto sprawdzić jakość powietrza np. w aplikacji Airly.org.
NIE JEST TO KONIECZNE. Jakość powietrza nie ma tu dużego znaczenia. Oczywiście, przy dużym stężeniu pyłów rośliny mogą być zwyczajnie brudne – ale to akurat łatwo rozwiązać. Od czego w końcu mamy wodę w kranie? 🙂
Żeby zbierać zioła, trzeba mieć specjalistyczne kursy lub profesjonalną wiedzę.
FAŁSZ. Nie chodzi o rozległą, specjalistyczną wiedzę. Dobrze jest mieć chociaż podstawy i być pewnym tego, co się zbiera. Niewprawionym osobom może się zdarzyć pomylić marchew zwyczajną z goryszem czy – co już groźne – ze szczwołem plamistym. Dlatego nasza zasada brzmi: nie wiesz, co widzisz – nie zbieraj.
A jeśli masz ochotę zgłębić temat, zajrzyj do naszych Ziołonotatników (Publikacje – Witchcare). Znajdziesz tam mnóstwo wiedzy o gatunkach użytkowych, a także przepisy na proste kadzidła, kosmetyki i ziołowe leki.



Miejskich ziół nie powinno się używać w ręcznie robionych kosmetykach DIY.
FAŁSZ. Zbieramy zioła w mieście i jak najbardziej wykorzystujemy je we wspaniałych naturalnych kosmetykach. Polecamy!
W bloku nie da się przetwarzać ziół, bo do suszenia potrzebna jest suszarnia albo strych.
FAŁSZ. Do suszenia ziół wcale nie jest potrzebna suszarnia ani strych. Wystarczy kawałek papieru albo naturalna tkanina, np. stare prześcieradło, i miejsce bez intensywnego słońca. Najważniejsze jest, żeby rośliny dobrze wysuszyć – tak, by nie zapleśniały – a potem przechowywać je w szczelnym pojemniku, z dala od światła.
Nagietek „z miasta” i nagietek „ze wsi” to dwie różne rośliny – ten miejski jest mniej wartościowy.
FAŁSZ. Absolutnie nieprawda. Wartość lecznicza roślin leczniczych zależy przede wszystkim od gleby i nasłonecznienia. Często rośliny rosnące w warunkach trudniejszych mają więcej substancji czynnych.
Mieszkając w mieście, można korzystać z ziół tylko kupionych w sklepie – tam źródło jest pewne.
FAŁSZ. Jak napisałyśmy wcześniej – mit! Idźcie i zbierajcie zioła w mieście. Na zdrowie!
Podsumowanie, czyli co z tego wszystkiego wynika
Dziękuję Gosi i Kai z Mead Ladies za ten wpis – za ich wiedzę, pasję i to, że potrafią odczarować miejskie mity o zbieraniu ziół.
Zbieranie ziół w mieście jest mi bliskie, bo sama mieszkam w dużej aglomeracji i nieraz miałam wątpliwości, czy „wypada” sięgać tutaj po rośliny. Dzięki dziewczynom zobaczyłam, że natura nie znika wśród betonu – wystarczy rozejrzeć się w parku, rezerwacie czy miejskim lesie, żeby odkryć jej obecność. Dziś mam więcej odwagi, by patrzeć na miasto inaczej – nie tylko jak na przestrzeń z betonu i ulic, ale też jako miejsce, w którym natura wciąż daje o sobie znać. I z większą uważnością korzystam z tego, co mam dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Kaja Nowakowska i Gosia Ruszkowska od lat dzielą się swoją pasją do dzikich roślin jadalnych i leczniczych, grzybów oraz dawnych technik przetwórczych, takich jak fermentacja. Organizują warsztaty kulinarne, zielarskie, kosmetyczne, barwierskie oraz spacery etnobotaniczne – zarówno dla dorosłych, jak i dla dzieci.
Są autorkami książek Dzikie smaki. Kuchnia zwariowanego zbieracza roślin oraz Dzikie kiszonki i inne fermentacje. W swojej pracy promują wegetariańską i wegańską kuchnię, zielony styl życia i odkrywanie przyrody na co dzień.
Jeśli trafiłaś na ten wpis, to mogą Cię zainteresować również poniższe treści: